Gdy w połowie III kwarty przegrywaliśmy 6:30, wydawało się, że nasza drużyna nie uniknie wysokiej porażki. Ale wtedy Rocketsi włączyli 6. bieg. I niewiele brakowało, by napędzili strachu Tytanom Lublin. Ostatecznie przegraliśmy 20:30, ale druga połowa daje nadzieję, że drużyna w tym sezonie jest w stanie odnosić zwycięstwa i powalczyć o playoffy.
18 sierpnia 2024 r. o godzinie 15.00 na boisku w Nowej Wsi – Trzebownisku rozpoczęliśmy w potwornym upale pierwszy mecz swojego 10. sezonu. Przeciwnikiem był nasz odwieczny rywal Tytani Lublin, więc wszyscy przystąpili do meczu bardzo zmotywowani.
Gra błędów i przełamanie
Pierwsze udane podania do nowego TE Bartka Sadły oraz do Daniela Włocha, sugerowały, że jesteśmy dobrze przygotowani i mamy szansę na wygraną. Niestety nasz czołowy WR odniósł w tej akcji kontuzję, która wykluczyła go z dalszej części meczu. Tymczasem rozpoczęła się typowa gra błędów. Nasz QB Mark Kwoka rzucił dwa przechwyty, a Tytanom zdarzyły się fumble. Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 0:0, sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie i pozostawało sprawą otwartą, kto pierwszy opanuje emocje, które wyraźnie udzielały się po obu stronach, szczególnie rookies.
Niestety po zmianie stron wszystko rozpoczęło się dla nas fatalnie. Już w 1. akcji doświadczony QB lublinian Hubert Tażbirek wykonał świetną akcję zmyłkową ze swoim RB, pozostał przy piłce i pobiegł ponad 50 yardów na TD. Po udanym podwyższeniu wykonanym przez tego samego zawodnika przegrywaliśmy 0:7. I choć zdołaliśmy jeszcze odpowiedzieć TD Gracjana Koteckiego (bez udanego podwyższenia), to kopie akcji zmyłkowych Tażbirka na długie biegi na TD udały się w 2. kwarcie jeszcze dwa razy, co sprawiło, że na przerwę schodziliśmy ze sporą stratą: 6:21.
Gabi – reprezentantka Polski
Zarówno nam, jak i naszym kibicom w przerwie trochę poprawiła humory uroczystość prezentacji Gabi Habrat, naszej zawodniczki, która dostała się do reprezentacji Polski w futbolu flagowym kobiet i już za niewiele ponad tydzień pojedzie z naszą kadrą na mistrzostwa świata do fińskiego Lahti.
Na drugą połowę wyszliśmy więc bojowo nastawieni, wierząc w to, że jesteśmy w stanie odrobić straty. Długi drive drużyny z Lublina zatrzymaliśmy tuż przed naszym polem punktowym. Ofensywa Rockets wróciła na plac i mieliśmy nadzieję na skuteczną pogoń. Niestety już w pierwszej akcji nasz zawodnik z piłką został powalony na polu punktowym, co oznaczało safety i kolejne dwa punkty dla drużyny gości. Co więcej, lublinianie mieli prawo do posiadania piłki, a po krótkiej chwili Tażbirek znowu zrobił nam psikusa i w podobny sposób, długim biegiem na zewnątrz na lewą stronę, wybiegał kolejny touchdown.
Tym samym (po 4. udanym podwyższeniu) zawodnik zdobył 28 z 30 punktów uzyskanych przez drużynę Tytanów. Już przed meczem wiedzieliśmy, że to podstawowa taktyka drużyny lubelskiej, ale zagrania Tażbirka z RB były tak sugestywne i tak dobrze przygotowane, że ciągle pojedynczy nasi zawodnicy się na to nabierali, a to skutkowało punktami lub długimi biegami.
Szalona pogoń. Mark i Jakub w głównych rolach
Nie złożyliśmy jednak broni. Od tego momentu nasza obrona była już czujna, a gdy wyeliminowała akcje QB, atak lubelskiej drużyny stracił na swej skuteczności. W dodatku nastąpiło przełamanie w ofensie. Kapitalnie zaczęła grać para naszych najbardziej doświadczonych graczy formacji ataku: Mark Kwoka Jr. (QB) i Jakub Chlebica (WR). Pod koniec 3. kwarty akcja podaniowa tej pary dała nam przyłożenie, a udany bieg na podwyższenie Gracjana Koteckiego sprawił, że w IV kwartę wchodziliśmy z różnicą 2 posiadań (14:30) i wciąż z nadziejami na dogonienie przeciwnika.
Ostatnią odsłonę rozpoczęliśmy kolejnym przyłożeniem duetu: Kwoka–Chlebica, a potem szybko przerwaliśmy posiadanie drużyny lubelskiej. Było 20:30 i solidny zapas czasu, by dogonić gości. Po chwili byliśmy z piłką już na połowie drużyny Tytanów z realnymi szansami na kolejne zdobycze punktowe. Ale od tego momentu ponownie coś się zacięło. Jak to zwykle bywa w naszej dyscyplinie, zadecydowały detale, biegi były minimalnie zbyt krótkie, a podania minimalnie niecelne. Momentum znów się zmieniło i mimo że lublinianie nie byli już w stanie zagrozić nam w ataku, bez większego stresu w końcówce dowieźli dwa posiadania przewagi, wygrywając ostatecznie 30:20.
Krawczyk: „Lublin popełnił mniej błędów”
Michał Krawczyk, filar naszej linii defensywnej, tak podsumował ten mecz:
– Z punktu widzenia defensywy za późno zaczęliśmy grać swoje, byliśmy świadomi, co przeciwnik będzie grał, ale kilka głupich błędów spowodowało cztery niemalże identyczne przyłożenia. Brakło niewiele, ale football to gra błędów, a Lublin popełnił ich mniej.
Wrócimy silniejsi
Pamiętajmy, że w tym roku wielu naszych doświadczonych zawodników, którzy ciągle są w składzie i potrafią decydować o obliczu drużyny, wzmocniła cała grupa debiutantów. A ci z każdym meczem będą zyskiwać doświadczenie. W czasie pomeczowych rozmów zawodnicy pierwszoroczni podkreślali, że mimo porażki grało się im cudownie, że atmosfera meczu footballowego to coś trudnego do porównania z czymkolwiek innym, a za dwa tygodnie z Bielawą będą lepiej przygotowani, czerpiąc z doświadczeń zdobytych w niedzielę.
Ten entuzjazm cieszy i stanowi dobry prognostyk przed kolejną rundą spotkań. Nasz kolejny mecz w niedzielę 1 września, a przeciwko nam stanie Bielawa Owls, z którą tak zażarty wyjazdowy bój stoczyliśmy rok temu. A w 2. połowie września rewanż na wyjeździe z Tytanami.
Punkty dla drużyn:
Tytani Lublin
Hubert Tażbirek 28 (4 TD biegowe + 4 podwyższenia za 1)
Karol Stachyra 2 (safety)
Rzeszów Rockets
Jakub Chlebica 12 (2 TD podaniowe od Marka Kwoki Jr.)
Gracjan Kotecki 8 (TD biegowy + podwyższenie za 2 po TD Chlebicy)